Irlamandir RPG
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


Forum RPG w unikalnym uniwersum.
 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Sigwarth "Wilk Morski" Heartstone

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Elendil Smukły

Elendil Smukły


Wiek : 0

Sigwarth "Wilk Morski" Heartstone Empty
PisanieTemat: Sigwarth "Wilk Morski" Heartstone   Sigwarth "Wilk Morski" Heartstone I_icon_minitimeSob Mar 05 2016, 17:15

Godność: Sigwarth "Wilk Morski" Heartstone

Rasa: Człowiek

Wiek: 30 lat

Miejsce urodzenia: Asperia, Irlamandir

Stanowisko/Zawód: brat Jarla Lodowej Przystani, podróżnik, najemnik, łotr

Wygląd: To mężczyzna o wnikliwym spojrzeniu niezwykle zielonych oczu. Posiada długie, poniżej ramion ciemnobrązowe włosy i bujną brodę tego samego koloru. Wysunięta, trochę spiczasta szczęka, wystające kości policzkowe i głęboko osadzone oczy nadają mu trochę tajemniczego, wręcz strasznego wyglądu. Rzadko uśmiechnięty, lubi sprawiać wrażenie niezadowolonego. Mierzy sześć stóp i prawie cztery cale (188 cm), a do tego waży prawie piętnaście kamieni (ponad 90 kilogramów), co czynie z niego bardzo potężnego wojownika. Wszak zarówno jego dziad, jak i ojciec jego dziada, a przed nimi ojciec pradziada i jeszcze wcześniej byli znanymi i szanowanymi wojownikami, przekazując mu swoje geny.

Nieodłącznym elementem wyglądu Heartstona są skórzane karwasze, pokryte metalowymi łuskami, wiązane rzemieniami po wewnętrznej stronie przedramion. Nosi długie do kolan - brązowe buty, czarne skórzane spodnie i płócienną koszulę pod pancerzem. Jego stałym i jedynym towarzyszem jest orzeł "Atros".




Osobowość: Sigwarth jest realistą z mocnymi zarysami introwertyka. Jest cichy, zamknięty w sobie, nienawidzi niczego co żyje, w szczególności istot używających magii. Uznaje ludzi i inne rasy za coś nie dużo lepszego od potworów. Wybuchowy, daje się łatwo wyprowadzić z równowagi. Od tłumaczeń słownych woli te fizyczne. Posiada swój własny kodeks, wypracowany i wciąż udoskonalany. Przyjmuje każde zlecenie bez najmniejszego sprzeciwu, nie mając żadnych wyrzutów sumienia, bez znaczenia czy to jakaś kradzież, zabójstwo, porwanie, odnalezienie rzadkiego przedmiotu czy uratowanie kogoś.

Historia: Sigwarth urodził się w roku 1713 jako drugi syn,a trzecie dziecko, w dumnej rodzinie Heartstone. Ponoć jej członkowie na wiele pokoleń wstecz opanowali sztukę przemiany w pewne zwierzęta. Poza tym mogą poszczycić się wspaniałymi wojownikami, takimi jak Stymirr Jedno Oko, Lagertha Złamana Włócznia, Orrin Nocny Wilk czy Tornsten Nieugięty. Niektórzy powiadają, iż ten ostatni - dziad Sigwartha, był wręcz synem samego Kranotha. Chłopak przez większą część dzieciństwa wierzył w te opowieści, dopóki dziad nie poległ podczas jednej z wiosennych kampanii Cesarstwa przeciwko Asperii, broniąc wraz ze swoimi wojami mostu w pobliżu Przeprawy Hogana. Ponoć padł jako ostatni, naszpikowany ponad tuzinem strzał, ponieważ jedna czy dwie nie były w stanie go zatrzymać. Wspaniała i godna śmierć na polu chwały. Warto wspomnieć, iż choć większość członków rodziny potrafiła się przemieniać, to niezwykle rzadko używali swej zwierzęcej formy w czasie walki. Uważali to za mało honorowe i nie przynoszące chwały.

Sig od najmłodszych lat lubił walkę. Był odważnym, ale i nieznośnym dzieckiem. Wraz ze starszym bratem niejednokrotnie dokuczali młodszym rówieśnikom, którzy zazwyczaj byli mniejsi, nawet ci starsi od nich samych. Obaj byli zbyt wysocy jak na swój wiek. Gdy tylko nadszedł czas, zaczął uczyć się pisać i czytać. Jego rodzina nie była tylko i wyłącznie rodem wojowników, ale i kupców. Wspólnie z nauką cyfr i liter przeplatały się walki na plażach Lodowej Przystani. Na początku mentorem i nauczycielem był sam Tornsten, a przeciwnikiem starszy o trzy lata brat Ivarr, zwany później Ivarrem Rudym Wilkiem. Ich ojcem był dziedzic Lodowej Przystani - Velgar Twardoręki. Zarówno on, jego dzieci - z wyjątkiem najmłodszej córki - jak i Tornsten posiadali wyjątkowy dar. Potrafili jak ich przodkowie doskonale przemieniać się w wilki. Niektórzy tak jak wuj Tornstena - Harald Wilcza Skóra zbytnio polubili swoje drugie oblicze i zatracili się w nim, zapominając o swojej ludzkiej naturze. Najpierw znikali w lasach na długie godziny, następnie dni i tygodnie. W końcu znikali w puszczy, by jedynie nocami dawać znaki życia wyjąc do księżyca. Rodzina trudno przeżywała te chwile.

Kiedy nadeszły dziewiąte urodziny, dziad poprowadził Sigwartha w głąb puszczy. Szli sami, otoczeni przez starodawne pnie, wsłuchując się w życie lasu. Po około połowie dnia pieszej wędrówki dotarli do samotnej chaty na niewielkim wzgórzu, obok którego leniwie toczył swe wody mały strumień. Mieszkał w niej stary druid o długiej do pasa - mlecznobiałej brodzie, zapadniętych policzkach i krzywym nosie. Jego małe jak kamyki, blisko osadzone, czarne oczy były nadzwyczaj intensywne i ruchliwe. Zdawało się, iż nie może nic im umknąć. Jego ruchy zaś, choć powolne i niezgrabne, kryły w sobie siłę i gibkość. Pewnym było, iż jest o wiele silniejszy, szybszy i młodszy, niż na to wyglądał. Wtedy Tornsten Nieubłagany klęknął obok wnuka i oznajmił mu, iż czas zacząć inne szkolenie. To, z czego jego ród słynie od pokoleń. Nauczyć się przemieniać w wilka. Po tych słowach mężczyzna wyszedł, zostawiając chłopaka w rękach druida. Nikt nie powiedział mu ile będzie trwało to szkolenie. Podobno dotąd, dopóki druid nie uzna wychowanka za gotowego, aby je ukończyć. I nikt nigdy nie próbował kwestionować decyzji! Bez względu czy trwało ono rok czy może dziesięć lat. Sigwarthowi zajęło to z góra trzy lata, a może i niecałe pół roku więcej. Nie potrafił powiedzieć dokładnie. Jedno jest pewne, staruszek widział w nim niezwykły potencjał. Nauka nie była łatwa, ale młodzieniec starał się ze wszystkich sił, aby dorównać swoim przodkom. Pierwszy rok spędzał albo z nosem w księgach, których było zadziwiająco dużo jak na tak małą chatę! Albo godzinami przesiadywał w lesie, słuchając natury. Z czasem dołączył do wędrówek druida, który odsłaniał przed nim tajemnice lasu. W końcu po prawie półtora roku przyszedł czas na przemiany! Czuł wtedy niepokój i podekscytowanie zarazem. Ta sztuka nie była łatwa. Z początku przemieniał tylko malutkie części ciała, jak na przykład uszy czy ogon. Staruszek często uśmiechał się i powtarzał "Jutro będzie lepiej", po czym bez słowa wracał do chaty. Nie potrafił policzyć ile razy to powiedział, ale mógłby przysiąc, iż co najmniej z pół tysiąca razy. Dni mijały, a młody Heartstone coraz śmielej i lepiej przemieniał się w wilka. Można już było dostrzec, iż jego wilcza forma jest śnieżno biała. Ponoć w rodzinie była tylko piątka, która posiadała białe futro. Po niemal dwóch latach i dwóch miesiącach, pewnego słonecznego dnia przemienił się całkowicie. Stary druid był pod wrażeniem, ponieważ nie pamiętał już jak dawno przyszło mu szkolić kogoś, kto tak szybko opanował tę sztukę. Mimo to jeszcze ponad rok przemieniał się i przemierzał las - czasami nawet przez kilka dni - w wilczej formie i poznawał świat, bądź też zatracał się w księgach czy wędrówkach z druidem.

Gdy przyszedł czas powrotu do domu, w chacie zjawił się dziadek chłopaka, by go zabrać. Wyglądał na niezwykle dumnego ze swojego wnuka. Przez całą drogę do Lodowej Przystani musiał słuchać barwnych opowieści młodzieńca o przygodach, jakie przeżył. W domu przywitano go bardzo ciepło. Gdy pokazał się rodzinie w swojej wilczej formie, wszyscy jednomyślnie stwierdzili, iż jest kimś wyjątkowym, tak samo jak reszta białych wilków w rodzinie. Cała dobroć skończyła się z nadejściem nowego dnia. Sigwarth musiał przyjąć obowiązki drugiego syna dziedzica Lodowej Przystani i kontynuować treningi walki. Dowiedział się w międzyczasie, iż starszy brat Ivarr odbył niedawno swoją pierwszą łupieżczą wyprawę i dowiódł męstwa na wodach i ziemiach Trevirenu. Sig od tej chwili zaczął mu bardzo zazdrościć. On także pragnął dowieść swego męstwa w boju. Niestety każdy wciąż mu powtarzał "Jeszcze nie czas", a szczególnie lubowali się w tym ojciec i dziadek. Do walk dołączyła nauka jazdy na koniu i częsta obecność młodzieńca podczas kupieckich rozmów matki. Tak się składało, iż ojciec był wojownikiem, a matka Sigwartha porzuciła wojowniczy tryb życia na rzecz rodziny i kupiectwa. Miesiące mijały, a młody Heartstone wciąż tylko ćwiczył walkę mieczem i jazdę konną, od czasu do czasu zajmując miejsce matki w rozmowach z kupcami.

Niedługo po szesnastych urodzinach Sigwartha Cesarstwo ponownie zaatakowało Asperię z nadejściem wiosny. Gdy tylko śnieg stopniał, a rzeki ponownie zaczęły toczyć swe wody, na południowym brzegu Czerwonki pojawiły się Legiony Arx. Dziad zebrał najwspanialszych wojów Lodowej Przystani i wyruszył na spotkanie śmieci. Zabrakło między nimi ojca Sigwartha - Velgara. Mężczyzna leżał ranny po krótkich walkach z jarlem Osgardu i zmożony ciężką chorobą. Nikt nie spodziewał się, że Tornsten, nazwany później Nieugiętym stamtąd już nie wróci żywy. Choć mężczyzna i wielu jego wojów polegli, wojna została wygrana i Cesarstwo porzuciło plany inwazji na przynajmniej najbliższy rok. Młodzieniec jednak ciężko przeżył śmierć dziadka. Przez wiele dni nie mógł dojść do siebie. Był także krytyczny moment, kiedy przybrał wilczą skórę i wiele dni przebywał w lesie, pragnąc już na zawsze tam pozostać. O mały włos i on zatraciłby się w szaleństwie przemiany, jak zwano tą chorobę. Uratowała go od tego pewna złotowłosa dziewczyna o długim warkoczu. Znał ją. Służyła u jego matki. Niestety wkrótce zabrała ją zaraza, która spadła na Asperię, zabierając wielu ludzi ze sobą, w tym dwie młodsze siostry Sigwartha. Nie ominęła nawet Elianis elfów czy krasnoludzkich gór i północnych ziem Cesarstwa.

Dwa miesiące po zarazie, Velgar - nowy jarl Lodowej Przystani ogłosił wyprawę na północne ziemie Trevirenu. W tej miał wziąć w końcu udział i sam drugi syn Sigwarth. Chłopak był podekscytowany jak wtedy, kiedy miał zacząć szkolenie przemieniania się. Ubrał swój rynsztunek i wsiadł na jedną z trzech łodzi z innymi wojami. Choć jego ojciec nie był tak waleczny i heroiczny jak dziadek, to musiał przyznać, iż potrafił zjednywać sobie ludzi. W drogę wyruszyło z góra ponad setka wyśmienitych i sławetnych wojów. A wśród nich on, młodzieniec, który miał okazać swe męstwo w boju i dowieść, iż jest prawdziwym mężczyzną. Nim jednak dopłynęli do jakichkolwiek brzegów, stoczyli potyczkę z dwoma okrętami piratów. Walki toczyły się na pięciu pokładach przez dobre dwie godziny. Sigwarth osobiście stoczył trzy pojedynki. Pierwsze dwa wygrał z łatwością, jednak przy trzecim musiał się natrudzić. Przeciwnik był nieźle wyszkolonym drabem, a do tego niskim i niezwykle szybkim. Mało tego. Mimo, iż śmiertelnie ranny, pirat zdołał jeszcze wypchnąć młodzieńca za burtę okrętu. Nieoczekiwane spotkanie z wodami morza Trevirenu zbliżało się bardzo szybko. Choć pływać nauczył się wiele lat wcześniej, teraz miał na sobie zbroję, która ciągnęła go nieuchronnie na dno. Chłopak jednak zachował trzeźwość umysłu. Wyciągnął zza pasa sztylet i rozciął rzemienie zbroi na bokach i obojczykach. Kawały metalu przytwierdzone do wyprawionej skóry zniknęły w ciemnozielonych głębinach a Sigwarth wypłynął na powierzchnię. Gdy wspiął się na statek, którym płynął, walki były już zakończone, a pozostali przy życiu piraci pierzchali na swoje okręty i jak najszybciej odpływali. Zginęło siedmiu wojów na pierwszym, pięciu na drugim i dziewięciu na trzecim okręcie Asperian. Pocieszeniem było, iż napastników padło prawie dwukrotnie więcej, nim się wycofali. Mimo wszystko Velagar kontynuował wyprawę. Po wielu dniach na horyzoncie pojawiły się wybrzeża Trevirenu. Jeżeli ktoś zauważył flotę Asperii, wiedział co to oznacza.

Szybko się desantowali na piaskach plaży i ruszyli wgłąb lądu. Po godzinie marszu dotarli do niewielkiej osady na pograniczu Trevirenu i Szepczącej Głuszy. Wioska złożona z kilkunastu chat i jednej, kamiennej wieżyczki na małym wzgórku. Powoli podeszli do grodu i wtedy ruszyli zdecydowanym krokiem. Nieliczni strażnicy nie zdołali przeciwstawić się wojownikom mroźnej północy, tak samo jak chłopi próbując bronić dobytku. Szybko obłupili wioskę i zabrali się w drogę powrotną na wybrzeże, nim zdążyli przybyć Orli z Poznania. W drodze do domu splądrowali jeszcze jedną z nabrzeżnych wiosek w Głuszy i powrócili do Asperii. Sigwarth dowiódł swej męskości i został mężczyzną.

Rok po wyprawie poślubił Ragnę z Roshportu, która niestety zmarła w połogu, wydając na świat żywego syna, który dostał imię Thevar. Wraz z roztopami przyszła ponownie armia jednego z książąt Cesarstwa. Tym razem, choć wojska z południa zdołały przebyć Czerwonkę i wedrzeć się na ziemie Horyzontu, Asperianie mieli pomoc w postaci natury. Nieoczekiwane spadki śniegu i temperatur. Casarstwo ponownie przegrało. Sam Sigwarth odznaczył się ponownie męstwem i został ranny w jednej z kilku bitew. Musiał chronić się w siedzibie jarla, gdzie poznał swoją drugą żonę - wojowniczą Yngwill.

Lata mijały a Heartstone wyruszał na wyprawy łupieżcze na południe czy też wschód opływając półwysep, aby dotrzeć do wybrzeży Cesarstwa. Jeśli nie wyprawy, to starcia z wojskami z Arx, czy też dzikusami z Grzbietów Gigantów i Szrodrzewi. Pewnego roku - było to kilka miesięcy po jego dwudziestych czwartych urodzinach - popłynęli złupić wybrzeża Cesarstwa. Do floty Velgara - w której Sighwarth miał swój okręt! - dołączyły dwa okręty jarla Dasperian, jeden z Roshportu i jeden z Samotni. Mieli siedem okrętów i ponad cztery setki wojów, a wśród nich żona młodszego z braci. Żaden okręt nie zagrodził im drogi. Pierwszym - i jak się później okazało ostatnim tego lata - celem było wybrzeże Morskiej Skały. Wszystko wyglądało dobrze. Rozbili mały obóz i rozesłali zwiadowców, wśród których był starszy brat, oczywiście przemieniony w wilka. Wkrótce wyruszyli i po trzech godzinach marszu na północny zachód dotarli do małego miasteczka. Zapowiadały się obfite łupy. Mały mur okalający osadę nie był dla nich żadnym utrudnieniem. Potyczki z kilkunastoma strażnikami także. Zaczęto w końcu plądrować domy i warsztaty. Młodszy z Heartstoneów w towarzystwie kilku wojów wszedł do kościoła stojącego w centrum osady. Tam też spotkał pierwszych rycerzy Zakonu. Było ich niespełna sześciu, jednak byli piekielnie dobrzy. Położyli wszystkich towarzyszy Sigwartha, a jego samego ranili nim ostatni z rycerzy padł. Kapłan także nie przeżył, za to łupy były najprzedniejsze. Po zabraniu wszystkiego ruszyli w drogę powrotną do okrętów. Nie był to jednak koniec walk. Na wybrzeżu czekały na nich wojska jednego z tutejszych lordów. Niespełna pięciuset zbrojnych odgradzało ich od okrętów. Tutaj ukazał się geniusz ludzi z Asperii, tak zwana ściana tarcz. Ludzie cesarza nie potrafili przełamać linii wojowników z północy, zaś ci skutecznie wpuszczali za swoje szeregi po kilku zbrojnych, by stojący z tyłu doświadczeni wojowie wykańczali ich. Sam Sighwarth starł się podczas jednego z pojedynków z dowódcą Cesarza, młodym, zarozumiałym paniczykiem. Musiał przyznać, iż jego miecz był niezwykły. Nigdy takiego nie widział. Zielona klinga lśniła w promieniach słońca, szczerbiąc jego stalowy miecz przy każdym pocałunku. W końcu jednak doświadczenie wzięło górę i młodszy syn jarla Lodowej Przystani zadał śmiertelny cios paniczykowi w podbrzusze. Jako zwycięzca postanowił przywłaszczyć sobie owy miecz z durium. Zbrojni zaś widząc śmierć swojego pana, zaczęli pierzchać z pola bitwy. Wygrali, okupując to sporymi stratami. Poległo wielu wspaniałych wojowników, w tym niestety żona Sigwartha - Yngwill.

Dwa lata później, podczas łupieżczej wyprawy na dalekie południe, kiedy to dotarli do samych wybrzeży Ald'kal, zginął Velgar a nowym jarlem został starszy z braci - Ivarr. Wtedy też Sigwarth miał poślubić kobietę po raz trzeci. Niestety do samego ślubu nie doszło, gdyż okręt którym płynęła owa wybranka, roztrzaskał się kilka mil od Lodowej Przystani podczas sztormów. Wtedy też postanowił nie brać sobie więcej żony.

Kolejne cztery lata płynęły niezmiennie na walkach z książętami czy lordami Cesarstwa i łupieniu wybrzeży Irlamandiru. Pewnego roku odwiedził Tortugę, gdzie spędził dwa miesiące. Nie spodobało mu się, więc ruszyli w drogę powrotną wschodnimi wybrzeżami, aby móc złupić jeszcze Cesarskie ziemie. Załoga nie była zbyt liczna, toteż nie planowano niczego nadzwyczajnego. Wysiedli na Grzmiącym Wybrzeżu i ruszyli na wioskę. Niestety tam już czekały na nich oddziały lorda, do którego należała owa osada. Byliby nieuchronnie przegrali, gdy przeciwnik liczył sobie czterokrotnie więcej ludzi, a do tego bojowe ogary, gdyby nie tutejsi buntownicy. Oni także pojawili się na miejscu i siły się wyrównały. Walki były zacięte, jednak odwaga i szaleństwo ludzi z północy wzięły górę i zwyciężyli. Kolejna wygrana z Cesarskimi ludźmi. Zebrali co swoje i odpłynęli.

Przydomek "Wilk Morski", Sigwarth zyskał dzięki swoim licznym wyprawom łupieżczym. Czy to na swoim jednym okręcie, czy też wspólnie z innymi. Nie przegrał ani jednej morskiej potyczki - z piratami, czy też okrętami floty któregoś z królestw.


Umiejętności:
Wrodzone:

Wyuczone:

Wyposażenie:
Skórzany pancerz (średni), bardzo wytrzymały
Półtoraręczny miecz z metalu o nazwie Durium
Różne zioła, rośliny, cenne przedmioty
Szybki i zwinny koń zwiadowczy
Schowany za plecami sztylet
Zwykły stalowy miecz
Orzeł Przedni "Atros"
Mieszek ze złotem
Mapy Irlamandiru
Zapas odtrutek
Okrągła tarcza
Pułapki i wnyki


Ostatnio zmieniony przez Sigwarth Heartstone dnia Wto Mar 08 2016, 13:25, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Władca Losu

Władca Losu


Wiek : 0

Sigwarth "Wilk Morski" Heartstone Empty
PisanieTemat: Re: Sigwarth "Wilk Morski" Heartstone   Sigwarth "Wilk Morski" Heartstone I_icon_minitimeWto Mar 08 2016, 13:17

REPUTACJA

Asperia:

Wody świata:
Powrót do góry Go down
 
Sigwarth "Wilk Morski" Heartstone
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Irlamandir RPG :: Offtop :: Offtop :: Archiwa-
Skocz do: