Irlamandir RPG
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


Forum RPG w unikalnym uniwersum.
 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Julian Alfred Pankratz

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Sheev

Sheev


Wiek : 31

Julian Alfred Pankratz Empty
PisanieTemat: Julian Alfred Pankratz   Julian Alfred Pankratz I_icon_minitimePon Mar 07 2016, 19:31

Godność:

Julian Alfred Pankratz wicehrabia de Lettenhove

Rasa:

Człowiek

Wiek:

31 lat; Urodzony w 1711 roku Ery Słońca

Miejsce urodzenia:

de Lettenhove (Foye)

Stanowisko/Zawód:

Trubadur

Wygląd:

Jest przystojnym mężczyzną o dźwięcznym głosie i perlistym śmiechu. Kiedy zapuścił swe ciemnobrązowe włosy do ramion, zdarzało się, że był brany za elfa. Zazwyczaj nosi wąsy oraz niewielki zarost zgrabnie omijający wypukłości podbródka i okalająca spód jego szczeki. Ubiera się modnie. Często nosi barwne kubraki o bufiastych rękawach i koronkowych mankietach. Na głowie ma najczęściej kapelusik koloru śliwki z białym czaplim piórem, który zwykł nosić na bakier. Przez plecy ma przewieszoną swą nieodłączną lutnię.

Osobowość:
Wierny kompan, dobry przyjaciel i na swój sposób odważny człowiek. Śmiało można użyć tych słów, lecz powszechnie wiadomo, że pijak, kobieciarz, lekkoduch i megaloman też wspaniale opisują Juliana. Lubi żartować, czasami wulgarnie. Nie traktuje gorzej przedstawicieli innych ras, lecz wolałby nie dzielić stolika np. z półdemonem. Preferuje rozmowę od otwartych konfliktów, których stara się unikać. Lubi być na bieżąco ze wszystkimi informacjami.

Historia:

Julian jest synem hrabiny de Lettenhove (pomniejsze hrabstwo w Foye). Nauczył się pisać w szkółce przyświątynnej w wieku lat ośmiu, zaś pierwsze rymy i melodie zaczął układać w wieku lat dziewiętnastu pod wpływem miłości do pewnej szlachcianki. Posiada status wicehrabiego, lecz nigdy nie ciągnęło go do zarządzania, więc zrealizował swoją pasję i został trubadurem. Studiował przez cztery lata truwerstwo i poezję na Uniwersytecie Novi, gdzie po zdaniu egzaminów (celująco oczywiście) został wykładowcą. Po roku nauczania wyruszył w świat by szukać inspiracji dla swych dzieł. W trakcie nauki, a później podróży zwykł używać pseudonimu Sheev, zostawiając przeszłość za sobą i rozpoczynając karierę trubadura z czystą kartą.

Sheev uznał, że zagra wszędzie gdzie to możliwe, aby świat dowiedział się o jego debiucie i tak też uczynił. Zwiedził kawał świata, grając i śpiewając w wielu zamkach,dziesiątkach miasteczek i setkach karczm, gdzie bardzo szybko zdobył sławę wspaniałego śpiewaka wśród jednych, a pijaka i kobieciarza wśród innych.

Po kilku latach śmiało można rzec, że stał się słynny od Grzbietów Gigantów po Gryfie Stoki po dworach, kasztelach, zajazdach, oberżach i zamtuzach. Po zdobyciu reputacji zaczął grywać na dworach książąt, markiz, królów i jarlów. Zdarzyło mu się też wystąpić na cesarskim dworze.

Swoją podróż rozpoczął od rodzinnych stron, gdzie przyjmowany był zazwyczaj z zaciekawieniem na twarzach ludzi słyszących stosunkowo nowego wykonawcę. Po występach (jeśli nie udawał się akurat do burdelu) najczęściej siadywał między ludźmi i słuchał miejscowych opowieści. Zawsze starał się też utrzymywać dobre stosunki z karczmarzami, bowiem to oni zapewniali mu miejsce, gdzie mógł spać, trochę grosza i najświeższe informacje. Po kilku miesiącach, gdy od Kirhelmu po Istrę każdy szanujący się koneser rozpoznawał charakterystyczny kapelusik z czaplim piórem, Sheev rozpoczął kolejną część wędrówki, przemierzając Barilen wzdłuż i wszerz.

Na lepszych słuchaczy nie mógł trafić! Był znany jako wykładowca w Novi, lecz od czasu występów w Foye, wieść o przystojnym trubadurze musiała ponieść się dość daleko. Nie ograniczał się do pospolitych karczm i miasteczek, lecz był przyjmowany na dworach markiz chętnych posłuchania oryginalnego wykonania ballad, czy też spotkania z kokieteryjnym poetą. Momentalnie przysposobił sobie przychylność wielu pięknych dam, a do tego obłowił się występując na dużo okazalszych, niż śmiał się spodziewać balach. Miał jednak misję, której się trzymał i po roku (mógłby wyjechać z Barilenu dużo wcześniej, ale przecież było mu tam tak dobrze!) udał się do Treviren.

Mieszkańcy tych ziem - na ogół kłótliwe zrzędy, po wizycie w karczmie i kilku głębszych stawali się bardzo przyjemną widownią. Sheev bardzo polubił przebywać w tych stronach, bowiem dowiadywał się wiele o poczynaniach sławetnych władców i mężnych wojowników, które mógł potem zamieścić w swych dziełach (oraz dlatego, że mieli tu wspaniałe piwo!). Był na ogół ciepło przyjmowany także przez szlachtę, więc co kilka dni wysypiał się w dobrym łóżku, po głośnej biesiadzie. Nierzadko u boku kobiety, którą znał od kilku godzin. Niestety było to też powodem do opuszczenia granic Treviren, bowiem jeden z możnowładców nie był zadowolony z tego, co jego żona wyprawia z "byle grajkiem". Na nieszczęście dla Sheeva, najbliższe przejście graniczne prowadziło do Szepczącej Głuszy. Gdzie on do cholery znajdzie widownię w lesie??

Po kilku dniach bezowocnej wędrówki przestał się martwić widownią. Brakowało mu już jedzenia, a to stanowiło poważniejszy problem. Postanowił zrobić użytek z kuszy, którą zabrał na samym początku wyprawy, ale szybko zdał sobie sprawę, że jest fatalnym strzelcem, nie mogąc nic upolować. Po każdym strzale wydawało mu się, że słyszy odległy chichot. Świetnie! Nawet las się z niego śmiał! Zarzucił kuszę na plecy i zaczął szukać jedzenia, które mu nie ucieknie. Kiedy ogołacał krzaczek malin, znów usłyszał chichot. Co znowu nie tak? Obrócił się i ujrzał uśmiechniętą elfkę, która stała bezpośrednio przed nim. Trubadur uśmiechnął się i przywitał z nieznajomą, składając ukłon tak niski, że piórko z kapelusza przejechało po ziemi. Nieznajoma wydawała się nie znać języka, lecz naśladując ruch, także się ukłoniła. Tak samo nisko oczywiście. Komunikacja nie szła zbyt sprawnie, więc Sheev postanowił zrobić, to co potrafi najlepiej.

Tak, zaśpiewał. Zaśpiewał piękną i długą balladę, a gdy skończył, wielkie wlepione w niego oczy wydawały się chcieć więcej, więcej i więcej. Tak więc zachęcony śpiewał dalej, bądź recytował, zależnie na co miał ochotę i tak długimi godzinami. Elfka miała przy sobie coś do jedzenia, więc zjedli razem i trubadur dalej zaskakiwał coraz to nowymi utworami. Kiedy zapadł już wieczór, Sheev był szczerze zmęczony. Gardło lekko mu zachrypło, a palce zaczęły boleć, od dłuuuugiej gry na lutni, więc zakomunikował, że na dzisiaj to koniec występu, a jutro chętnie będzie kontynuował. Elfka chciała jednak więcej  w tym momencie i zaczęła protestować. Sheev nie miał sił, ani ochoty na kolejne bisy, więc odłożył lutnię, teatralnie się pożegnał, zawinął w płaszcz i zasnął tam, gdzie siedział. Chwilę później obudził go dźwięk pękających strun. Od razu się rozbudził i wytrzeszczył oczy widząc, jak elfka z uśmiechem na twarzy bezceremonialnie rozbija lutnię o sporej wielkości kamień. Na wszystkie strony sypały się drzazgi, a Sheev początkowo przeklinając elfkę po prostu się załamał. Klęknął i ze smutkiem w oczach patrzył, jak jedyna pamiątka po starych czasach w Uniwersytecie oddaje ostatnie tchnienie. Elfka wcześniej świetnie się bawiąc, spojrzała na trubadura, a widząc jego reakcję, w momencie zaprzestała destrukcji i tak niezdatnego już do niczego przedmiotu. Widocznie zrozumiała, że ten "kawałek drewna" był dla barda czymś ważnym. Szybko pozbierała wszystkie odłamki, uklękła przed nim i wysypała je pomiędzy nimi, jakby w geście przeprosin. Sheev nie widział żadnego pożytku w zdenerwowaniu się, więc po prostu smutno się uśmiechnął, po czym rozgrzebał ziemię i zakopał pozostałości po lutni. Teraz faktycznie był tylko śpiewakiem. Pokazał elfce na mapie gdzie musi się dostać, a ta wydawała się chcieć go poprowadzić i od razu ruszyli w drogę. Po kilku dniach nie dotarli jednak do skraju lasu, lecz do czegoś na kształt osady, jednak budynki nie były zrobione z desek, a jakby ukształtowane w pniach gigantycznych drzew. Elfka pokazała na migi, że zostaną tu jedną noc, a potem udadzą się w wyznaczone przez barda miejsce. Tak więc następnego dnia Sheev z samego rana był gotowy do wyruszenia, lecz został zaproszony przez elfkę do "mieszkania", w którym spała zeszłej nocy. Czyżbym jej się aż tak spodobał? - przeszło mu przez głowę. Wcześniej nie myślał bowiem o tego typu kontaktach z elfką. W środku czekało jednak coś, czego Sheev nigdy by się nie spodziewał. Nowiutka, piękna lutnia, zdobiona motywami roślinnymi. Wziął w ręce podarunek i przeciągnął palcami po strunach. Cóż za delikatny, a zarazem głęboki ton! Tak bardzo chciał teraz zaśpiewać! Nie mogąc się powstrzymać, pewniej ujął lutnię i zagrał najlepiej jak umiał.

Szybko dotarli do granicy z Cesarstwem, gdzie elfka stanowczo nie zamierzała się wybierać, pomimo żarliwych namów barda do wspólnej wyprawy. Sheev pożegnał się z głębokim ukłonem, a na pamiątkę zostawił elfce wyrwaną z zeszytu kartkę, na której zapisał słowa ballady, którą ułożył zaraz po ich spotkaniu, wraz z zapisem fonetycznym oraz linią melodyczną oczywiście. Może i ona nie będzie umiała tego przeczytać, lecz był pewny, że znajdzie kogoś, kto da radę.

Następny przystanek - Cesarstwo. Sheev miał lekki przestój z występami, a w okolicach Ostatniego Zrywu nikt go raczej nie kojarzył, co trzeba było natychmiastowo zmienić! Wytyczył sobie trasę, wstępując do każdego przybytku na linii Ostatni Zryw-Vex Mirnale-Carax-Qarand-Nagard-Horyzont. Zanim jednak dotarł do Asperii, minął prawie rok. Z tego co widział na mapie, przebył jedynie niewielką część całego Cesarstwa, jednak liczba karczm i miasteczek, które mijał zdecydowanie wykraczała poza informacje trubadura o tej części świata. Potencjalnych scen było więcej, tak więc podróż się nieco wydłużyła. Do tego niemal wszystkie historie które usłyszał, nadawały się na poematy, tak więc pisał, śpiewał, a w wolnym czasie się zabawiał. Sheev nasłuchał się też w tym czasie plotek, przyglądał się kłótniom, jak i miłosnym wyznaniom, które zawsze mógł usłyszeć ze sceny lub w swojego stolika, który zajmował, kiedy nie było już nikogo dość trzeźwego, by skupić uwagę na spiewie trubadura. W Cesarstwie doświadczył też największej mieszanki różnych ras. Zabawa zaczynała się, kiedy przy jednym stoliku słyszał, że Asperianie złupili daną wioskę, gdzieś hen hen daleko przy Latarni Alessy, a przy innym, że atakujący nadziali się na czujnych obrońców i dostali tęgie baty, po czym uciekli. I jak tu wywnioskować, co na prawdę się stało? Na szczęście nie jest to rolą Sheeva. On powinien jedynie wybrać z tego, co ciekawsze fragmenty i opisać je w pieśni. Granicę z Asperią przekroczył w  dniu, kiedy rymami wypełnił po brzegi już czwarty zeszyt.

Kiedy zajechał do Przeprawy Hogana, nie został niestety rozpoznany. Widocznie tutejsi bywalcy nie byli zainteresowani muzyką z zewnątrz. Sheev przed pierwszymi występami postanowił przesiedzieć kilka wieczorów na widowni, poznając preferencje muzyczne, które jak szybko się okazało nie zgadzały się z tym, czego dowiedział się w Novi. Po czwartym poranku na kacu z rzędu, stwierdził, że zabawy odbywające się tutaj mocno przypadły mu do gustu(zwłaszcza śpiewanie szant, mimo, że nigdy nie żeglował), lecz nie to było celem wyprawy. Tego samego wieczoru do miasta przyjechał jakiś podrzędny grajek, który postanowił koncertować cały wieczór. Niestety chłopak nie spodziewał się, jak Asperianie zareagują na ballady śpiewane w adagio, a do tego niemal płaczliwym głosem młodzieńca. Z miejsca został ściągnięty z podwyższenia, które tylko na moment pozostało puste. Sheev ze swą lutnią w jednej chwili wskoczył na wolne miejsce i postawił wszystko na jedną kartę. Pokochają go lub też ściągną ze sceny. Rozpoczął szybką rymowaną piosenką o prostym tekście i często powtarzającym się refrenie, który balujący od razu podchwycili. Później wykonał kilka szant, porywając do śpiewu całą salę, a kiedy widownia była już trochę wcięta na zmianę grał szybkie melodie do tańca i śpiewał stosunkowo spokojne ballady, by dać balującym przerwę na odpoczynek i wychylenie rogu piwa(albo dwóch, w porywach do siedmiu). Zabawa trwała w najlepsze do samego rana, Sheev zyskał aprobatę miejscowych, a uczestnicy biesiady niezapomnianą noc. Następnie ruszył trasą Roshport-Nordberg-Lodowa Przystań-Desperian-Osgard-Kamlar-Samotnia-Horyzont, występując wszędzie po drodze, gdzie dane mu było się zatrzymać. Początkowo był traktowany jako zbędny, bowiem można przecież pić, śpiewać i lać się po pyskach bez jakiejkolwiek muzyki, lecz kiedy Asperianie przekonali się, że biesiada przy akompaniamencie wybitnego barda ze śliwkowym kalepusikiem jest o wiele przyjemniejsza, zaczął być traktowany o wiele przyjaźniej. Po jakimś czasie można powiedzieć, że część wojowników traktowała go jak swego druha. W Horyzoncie potraktowano go tak miło, że wysłano z nim przewodnika do Ran`Dhamit, aby przypadkiem nie zbłądził.

Przeprawa przez góry nie należała do najlepszych doznań trubadura, zwłaszcza kiedy poruszali się "skrótami", gdzie trzeba było zsiąść z konia i go prowadzić, ze względu na nachylenie terenu. W miastach krasnoludów został przyjęty bardzo ciepło, a kiedy brodaci jegomoście uświadczyli pierwszych akordów, wydawali się w niebo wzięci. W głównej mierze zabawiał brodaczy skocznymi, wpadającymi w ucho kawałkami, jak i rymowankami zawierającymi często sprośne żarty, które były kwitowane dudniącym śmiechem widowni. Piękne ballady raczej ograniczał, bowiem o ile pojedyncze utwory były w stanie wzruszyć widownię, to w większej liczbie prawdopodobnie tylko by znudziły brodaty lud. Każdego dnia delektował się wyśmienitym piwem i dawał popisy zawsze, gdy tylko była okazja, jednak jednej rzeczy nie mógł przeskoczyć. Ciężko było tu znaleźć jakąś kobietę odpowiadającą preferencjom trubadura. Kiedy białe piórko wystające z kapelusika noszonego na bakier było już znane w każdym krasnoludzkim mieście, trubadur podążył znów do Cesarstwa.

Z racji wielkości terenu, który obejmowało Cesarstwo, w różnych miejscach mieszkańcy trochę inaczej postrzegali trubadura, lecz nigdzie nie uświadczył jakichkolwiek nieprzyjemności. Robił po prostu to co umiał i lubił, czyli spędzał czas na dworach, w kasztelach, zajazdach, oberżach i zamtuzach. Trzymając się celu wyprawy, był praktycznie wszędzie. Od Grinewaldu po latarnię Alessy i oczywiście w Arx Lupus, gdzie udało mu się nawet zagrać na cesarskim dworze. Na terenie Cesarstwa obszar, w którym jeszcze nie był, to okolice Srebrnej Wieży, Czarnej Cytadeli, Vinidrell i Marienburga, ale o tym później. Po dwóch latach przemierzania Cesarstwa wzdłuż i wszerz, dostał się do Gryfich Stoków.

W Angaleum gościł przez ponad miesiąc, bowiem miasto było ogromne, a jego mieszkańcy ciekawi możliwości trubadura. Sheev po raz pierwszy po fali owacji spotkał się z konstruktywną krytyką, którą wziął sobie do serca i podciągnął to, co robił jeszcze nie wystarczająco dobrze. Szczególnie chwalono tutaj jego wytrawniejsze utwory z głębszym sensem i bardziej rozbudowaną linią melodyczną. W którymś momencie nawet zaczęła akompaniamować mu para aniołów - anielica na harfie(której Sheev wcześniej jakoś nie widział w pomieszczeniu), a anioł na flecie poprzecznym. Takie wykonanie zapierało dech w piersiach, a trubadur był dumny, mogąc być częścią czegoś tak pięknego. Napisał tutaj wiele utworów na wysokim poziomie, które intrygowały swą treścią, łapały za serce i zmuszały do refleksji po odsłuchaniu. Uwzględniał użycie innych instrumentów, niż sama lutnia, którą cały czas się posługiwał. Z żalem w sercu opuszczał tereny skrzydlatego ludu, by udać się w część gór zamieszkaną przez elfy.

Skierował się bezpośrednio do Speculam, gdzie został powitany dość sceptycznie. Sheev postanowił poczekać z prezentowaniem czegokolwiek, podobnie jak w Asperii, lecz tym razem dużo mu to nie dało. Wszystko co miejscowi muzycy prezentowali było poza zasięgiem trubadura. Głównie używali piszczałek, a nieliczne pieśni były raczej wykonywane przez kobiety. Sheev najzwyczajniej w świecie nie był w stanie zaśpiewać w mezzosopranie, a tym bardziej sopranie, więc ograniczył się do utworów, w których motywem przewodnim był dźwięk lutni. Podejmował próby wykonania swych topowych dzieł, lecz większość nie przypadła spiczastouchym do gustu. Poza jednym. Będąc w Arx Lupus Sheev zasłyszał pewną legendę, więc skomponował balladę na jej temat. To właśnie ta ballada przyciągnęła uwagę elfów, którzy słuchali z zapartym tchem. Ballada opowiadała o dziecku ze związku mężczyzny wywodzącego się ze starego królewskiego rodu i potomkini legendarnej elfiej czarodziejki. Jeśli poruszył ich tym tak bardzo, musiało to oznaczać, że w starym podaniu musiało być przynajmniej ziarno prawdy, lecz elfy zgodnie odmówiły rozmowy na ten temat. Nie zabawił w mieście zbyt długo i ruszył w stronę Cesarstwa. Nie, nie miał zamiaru wybierać się na spacerek po pustyni, by dostać się do miast, w których żyją same szemrane typy, a tym bardziej płynąć na wyspy zamieszkane przez piratów. W sumie co za różnica, które miejsce było gorsze? I tak się tam nie wybierał!

Po przekroczeniu granicy, udał się do Srebrnej Wieży, a następnie do Czarnej Cytadeli, Vinidrell i Marienburga.(Tak, nie było go w Elianis(nie znalazł przewodnika, a sam nie miał zamiaru przedzierać się przez las) oraz w Vergilaris, gdzie nie chciał się wybierać znając już preferencje elfów) W Marienburgu szykował się  ślub jednego ze znaczących szlachciców, na którym miał zamiar wystąpić. Po weselu, poprawinach i jeszcze kilku dniach zabawy, mógł z pełną odpowiedzialnością uznać swą podróż za zakończoną. Nie był to jednak koniec przygód. Jak to się mówi:

"Coś się kończy, coś się zaczyna"


Umiejętności:

Rasowe/wrodzone:

Własne:


Wyposażenie:

Sakiewka(oraz kilka cennych monet schowanych w podeszwie buta na czarną godzinę)
Torba z jedzeniem i przydatnymi przedmiotami
Trzy pierścienie(jeden na palcu, dwa ukryte)
Notatnik, ołówki, pióra do pisania i inkaust
Średniej wielkości kawałek dwimerytu
Kapelusik z białym czaplim piórem
Modne i krzykliwe ubranie
Kusza i 12 bełtów
Klacz "Płotka"
Składany nóż
Piersiówka
Herbarz
Zeszyty
Lutnia
Mapy


Ostatnio zmieniony przez Sheev dnia Nie Kwi 03 2016, 20:39, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry Go down
Tajemniczy Wędrowiec
Esencja Tajemnicy
Tajemniczy Wędrowiec


Wiek : 2077

Julian Alfred Pankratz Empty
PisanieTemat: Re: Julian Alfred Pankratz   Julian Alfred Pankratz I_icon_minitimeSro Mar 23 2016, 22:26

REPUTACJA

Angaleum:

Speculam:

Cesarstwo/Foye/Treviren/Barilen/Asperia:
Powrót do góry Go down
https://irlamandir.forumpolish.com
 
Julian Alfred Pankratz
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Irlamandir RPG :: Offtop :: Offtop :: Archiwa-
Skocz do: